wtorek, 18 czerwca 2013

Myśli nurtujące


Czujesz się potrzebny? To pytanie codziennie targa moimi myślami - zwłaszcza rano, kiedy otwieram oczy. Właściwie to mam taką kotłowaninę myśli każdego dnia przed śniadaniem. Przewalają się przez głowę tabuny myśli, obrazy zdarzeń, które dopiero nastąpią. Dziś zrzucając pidżamę i montując na nodze żelastwo wydało mi się jak stoję przed lekarzem orzecznikiem i demonstruję swoją niesprawność a On udowadnia mi, że nadaję się do każdej pracy - nawet katorżniczej. Znowu serwuje mi tekst " nie jestem niezdolny do pracy"
Czujecie ten eufemizm! Zamiast  powiedzieć wprost - zdolny do roboty. Raz już tak miałem przed komisją orzeczniczą składającej się ze znudzonych fachowców, którzy nigdy nie doświadczyli tego co składa się prozę mojego życia. Po 30-stu latach pracy, rzetelnego płacenia składek , ośmieliłem się prosić, miałem czelność prosić o pomoc moje Państwo o wsparcie i zrozumienie. Czułem się jak upierdliwy petent i naciągacz.
    Nic nie pomogło, ani gruba kartoteka  na widok której orzecznik wydukał, że nie będzie jej czytał bo zbyt obszerna, ani sfatygowana mocno postura inwalidy wsparta na kulach. Dopiero w obliczu Sądu rura naszego narodowego ubezpieczyciela zmiękła.Po badaniach biegłych sądowych na drugim posiedzeniu Sędzia przyznał rentę, czasową ,na trzy lata. Odetchnąłem.
    Na pewno wielokrotnie zastanawialiście się nad sensem swojej egzystencji. W dzisiejszej rzeczywistości przesyconej kultem sprawnego, wysportowanego i proporcjonalnego ciała my inwalidzi miewamy czasami uczucie niewyobrażalnej zbyteczności. Nie, no wiem, że społeczeństwo i rządzący się starają wprowadzając w życie coraz to większe udogodnienia ale odnoszę wrażenie,że najlepiej gdybyśmy siedzieli w domach i nie "kłuli" w oczy swoją odmiennością. Codziennie mozolnie bez poklasku staramy się sobie udowodnić,że jesteśmy potrzebni. Ja tak mam często. Czasem biorę na siebie zbyt wiele i nie jestem w stanie temu sprostać. Zły na siebie powtarzam sobie -muszę, jestem potrzebny. Czuję się potrzebny
Jeszcze wrócę!

piątek, 14 czerwca 2013

Czujesz się potrzebny?

Słyszę przez sen przeraźliwy świdrujący pip budzika i wzbiera we mnie przemożna chęć przyłożenia laczkiem w te chińskie  cudo hronomechaniki. Unoszę leniwie powiekę prawego oka przeciągając rozleniwione lekko zużyte ciało i ..co jest? - nie mogę otworzyć lewego. Cholera, znowu jakiś wampir ujadł mnie w powiekę. Zawsze tak mam kiedy przychodzi mi coś załatwić i kiedy wygląd mojej gęby ma znaczenie. Zwlekam się z tapczanu do pozycji siedzącej i jak zwykle przyjmuję pozę frasobliwą, wpatruję się w podłogę na której leży szkielet aparatu szynowego.Czuję się potrzebny więc  muszę zacząć załatwiać nowy - myślę makabra, znowu muszę zadłużyć kartę kredytową na 2, 3 kafle żeby dopłacić do dofinansowania z NFZ. Czy w naszym kochanym kraju ludzie z dysfunkcją narządu ruch muszą dopłacać tak horrendalne sumy do tzw. zaopatrzenia ortopedycznego? Kurde, pamiętam czasy kiedy całość była bezpłatna i jako młody pracujący chłopak mogłem co dwa lata załatwiać nowy sprzęt ortopedyczny.Wystarczyło zwykłe skierowanie od ortopedy do którego można było dostać się po wyczekaniu paru godzin  Oczywiście były to konstrukcje przestarzałe, co prawda z dobrej rosyjskiej srebrzanki, ale ciężkie i toporne.
    Dziś, najpierw kolejka w NFZ-cie po promesę, niepewność ,że dofinansują a potem wybór producenta i przebieramy pomiędzy czymś czego się nie da nosić a OttoBockiem (niemieckim producentem) będącym najczęściej  poza naszym finansowym zasięgiem. Zresztą to i tak jest loteria bo trudno ocenić przydatność aparatu po wyglądzie. Może być "piękny " ale cholernie niewygodny a to wyłazi w tzw. praniu
Muszę przyznać, że i tak miałem dużo szczęścia bo stać mnie było raz na OttoBocka.  To było tylko raz no i nie powiem, że była to udana "inwestycja". Taki sam szajs jak te tańsze - polskie .Ta firma specjalizuje się w produkcji protez dla ludzi po amputacjach a nie dla ludzi po polio.  Dziwię się swoją drogą, że w dobie lotów na Księżyc inwalidzi po polio mają do wyboru produkty technologicznie sięgające początków dwudziestego wieku .
Czuję się potrzebny i nie znoszę określenia inwalida. Zawsze kojarzyło mi się ono z osobą nieporadną, potrzebującą permanentnej opieki, socjalnego wsparcia i zwykłego ludzkiego współczucia.
    Zabezpieczam otarcia na nodze plastrem i bandażem, zakładam rozklekotany aparat szynowy modląc się w czasie pacierza o pogodę - no nieupalną, która pozwoli dotrzeć do pracy i w niej wytrzymać bez kolejnych bolesnych otarć. Dni upalne są dla takich osób jak ja katorgą zwłaszcza, że w pracy musisz chodzić, nosić, stać i w ogóle być dyspozycyjnym.W dni mroźne zresztą też mam wieczny problem z wyziębioną i  nieukrwioną, ściśniętą opaskami nogą, zmrożoną stopą "uwięzioną" w sandale ortopedycznym. To uczucie zimna promieniuje na całe ciało wprawiając je czasem w drgawki. Kosmiczny dyskomfort...

    Wsiadam do mojej przystosowanej Skody i jadę do pracy. Tak mam pracę na 1/2 etatu - na szczęście mam. Wielu niepełnosprawnych siedzi w chacie, wegetując z marnej renty u boku  najbliższych zadając sobie codziennie pytanie -jestem potrzebny? czy nie. Jaki jest sens mojego życia. Co ja tu robię na tym padole.  Dopadają czasem samobójcze myśli bo niski status społeczny osoby niepełnosprawnej w naszym społeczeństwie sprawia, że ważne dla nas jest poczucie bycia potrzebnym, poczucia utwierdzającego w przekonaniu, iż nie jesteś ciężarem, kulą u nogi, osobą, którą społeczeństwo musi się opiekować w imię moralnych zasad ....
    W pracy wita mnie uśmiechnięta buźka koleżanki i od razu proponuje coś do picia zadając dodatkowo jakieś pytania. Znam o dziwo odpowiedzi i zrazu przychodzi mi na myśl - jestem potrzebny,.kurde!! czuję się potrzebny. Jeszcze wrócę!    

środa, 12 czerwca 2013


Coś mnie tknęło (no czasami tak mam) by podzielić się z wami swoimi przeżyciami, doświadczeniem o ile rzecz jasna będziecie zainteresowani.

Jestem niepełnosprawny ruchowo, nie tak aby leżeć jak warzywo, ale mam ograniczenia w tzw. normalnym funkcjonowaniu w życiu codziennym. Krótko mówiąc od zarania borykam się ze swoją ułomnością. Nie pamiętam fizycznej normalności, a nawet nie potrafię sobie jej wyobrazić. Jak przez mgłę przelatują obrazy sal szpitalnych, lekarzy, pielęgniarek i zawsze pełnych i dusznych korytarzy wypełnionych szarą i bezwładną masą zrezygnowanych i posępnych postaci. Pamiętam spocone i pełne zatroskania oblicze mojej kochanej mamy, która do dziś  nie potrafi pozbyć się poczucia winy. Pamiętam przenikliwy ból pooperacyjny i traumę tzw. parafin parzących niewyobrażalnie.

Dobra, dość! Zadaję sobie pytanie, czy jestem, byłem potrzebny - tak w ogóle, czy ludzie oceniliby moje dotychczasowe życie jako pożyteczne, przydatne, owocne? Tym tematem chciałbym się zająć w poście. To mój pierwszy, a zatem oczekuję od was pobłażania i łagodnej krytyki. Ciekawym czy Was także nurtują podobne dylematy?