piątek, 14 czerwca 2013

Czujesz się potrzebny?

Słyszę przez sen przeraźliwy świdrujący pip budzika i wzbiera we mnie przemożna chęć przyłożenia laczkiem w te chińskie  cudo hronomechaniki. Unoszę leniwie powiekę prawego oka przeciągając rozleniwione lekko zużyte ciało i ..co jest? - nie mogę otworzyć lewego. Cholera, znowu jakiś wampir ujadł mnie w powiekę. Zawsze tak mam kiedy przychodzi mi coś załatwić i kiedy wygląd mojej gęby ma znaczenie. Zwlekam się z tapczanu do pozycji siedzącej i jak zwykle przyjmuję pozę frasobliwą, wpatruję się w podłogę na której leży szkielet aparatu szynowego.Czuję się potrzebny więc  muszę zacząć załatwiać nowy - myślę makabra, znowu muszę zadłużyć kartę kredytową na 2, 3 kafle żeby dopłacić do dofinansowania z NFZ. Czy w naszym kochanym kraju ludzie z dysfunkcją narządu ruch muszą dopłacać tak horrendalne sumy do tzw. zaopatrzenia ortopedycznego? Kurde, pamiętam czasy kiedy całość była bezpłatna i jako młody pracujący chłopak mogłem co dwa lata załatwiać nowy sprzęt ortopedyczny.Wystarczyło zwykłe skierowanie od ortopedy do którego można było dostać się po wyczekaniu paru godzin  Oczywiście były to konstrukcje przestarzałe, co prawda z dobrej rosyjskiej srebrzanki, ale ciężkie i toporne.
    Dziś, najpierw kolejka w NFZ-cie po promesę, niepewność ,że dofinansują a potem wybór producenta i przebieramy pomiędzy czymś czego się nie da nosić a OttoBockiem (niemieckim producentem) będącym najczęściej  poza naszym finansowym zasięgiem. Zresztą to i tak jest loteria bo trudno ocenić przydatność aparatu po wyglądzie. Może być "piękny " ale cholernie niewygodny a to wyłazi w tzw. praniu
Muszę przyznać, że i tak miałem dużo szczęścia bo stać mnie było raz na OttoBocka.  To było tylko raz no i nie powiem, że była to udana "inwestycja". Taki sam szajs jak te tańsze - polskie .Ta firma specjalizuje się w produkcji protez dla ludzi po amputacjach a nie dla ludzi po polio.  Dziwię się swoją drogą, że w dobie lotów na Księżyc inwalidzi po polio mają do wyboru produkty technologicznie sięgające początków dwudziestego wieku .
Czuję się potrzebny i nie znoszę określenia inwalida. Zawsze kojarzyło mi się ono z osobą nieporadną, potrzebującą permanentnej opieki, socjalnego wsparcia i zwykłego ludzkiego współczucia.
    Zabezpieczam otarcia na nodze plastrem i bandażem, zakładam rozklekotany aparat szynowy modląc się w czasie pacierza o pogodę - no nieupalną, która pozwoli dotrzeć do pracy i w niej wytrzymać bez kolejnych bolesnych otarć. Dni upalne są dla takich osób jak ja katorgą zwłaszcza, że w pracy musisz chodzić, nosić, stać i w ogóle być dyspozycyjnym.W dni mroźne zresztą też mam wieczny problem z wyziębioną i  nieukrwioną, ściśniętą opaskami nogą, zmrożoną stopą "uwięzioną" w sandale ortopedycznym. To uczucie zimna promieniuje na całe ciało wprawiając je czasem w drgawki. Kosmiczny dyskomfort...

    Wsiadam do mojej przystosowanej Skody i jadę do pracy. Tak mam pracę na 1/2 etatu - na szczęście mam. Wielu niepełnosprawnych siedzi w chacie, wegetując z marnej renty u boku  najbliższych zadając sobie codziennie pytanie -jestem potrzebny? czy nie. Jaki jest sens mojego życia. Co ja tu robię na tym padole.  Dopadają czasem samobójcze myśli bo niski status społeczny osoby niepełnosprawnej w naszym społeczeństwie sprawia, że ważne dla nas jest poczucie bycia potrzebnym, poczucia utwierdzającego w przekonaniu, iż nie jesteś ciężarem, kulą u nogi, osobą, którą społeczeństwo musi się opiekować w imię moralnych zasad ....
    W pracy wita mnie uśmiechnięta buźka koleżanki i od razu proponuje coś do picia zadając dodatkowo jakieś pytania. Znam o dziwo odpowiedzi i zrazu przychodzi mi na myśl - jestem potrzebny,.kurde!! czuję się potrzebny. Jeszcze wrócę!    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz